Archiwum 27 stycznia 2009


sty 27 2009 hohsytaplerjus
Komentarze: 0

Hyper, SzalonaJulka, Miladora i Bury Wilk mają zaszczyt przedstawić kontynuację pisanej na żywo w temacie "Gawędy poetów i prozaików" absurdalnej bajki "Betonowe buciki Kopciuszka", pod tytułem - "Dalsze przygody RYBY, czyli Vald Pałownik z Vald Ends Castle"


Odcinek 1

Ponieważ nadal trwają dyskusje twórcze, czyli pertraktacje w sprawie ślubu Kopciuszki z Księciem (są różnice zdań w kwestii wyboru świadków), zajmiemy się historią zgoła inną, choć równoległą.
Znudzony wysokimi kosztami utrzymania zamku, Książę postanowił wynająć go, a osiągnięte w ten sposób profity przeznaczyć na fundusz portalowy. Co mu się niewątpliwie chwali.
Skorzystał z tej oferty niezwłocznie niejaki Vald Pałownik i przebiwszy (pałą?) swoich konkurentów, objął w dzierżawę wyżej wspomniany Zamek. Vald Pałownik, postać niesłychanie ciekawa, był w prostej linii potomkiem słynnego Vlada Palownika. Różnił się jednak od niego w sposób znaczący. Vlad palował na prawo i lewo, Vald natomiast, znacznie bardziej wyrafinowany, miał jedynie zwyczaj pałowania, czyli wstawiania PAŁ (chociaż też na prawo i lewo). Pałowanie owo tak weszło mu w nawyk, że w porywie zwiększonej świadomości przestał publikować swoje teksty, obawiając się, i słusznie, że sam się upałuje.
Ale oto w zamku Vald Ends zapadł właśnie Mrok (skąd my go znamy?).
W Mroku tym pojawiła się ciemna i intrygująca sylwetka z zapaloną świeczką w dłoni. Tak, to nasz bohater podjął przygotowania do swej conocnej, ciężkiej pracy. Obrzucając spojrzeniem sklepienie komnaty w poszukiwaniu natchnienia, Vald Pałownik przygotował kubełek od szampana pełen świeżo naostrzonych pał i zasiadł w fotelu, rozkładając na przysuniętym do niego stole stertę manuskryptów. Na portalowców padł blady strach, gdy Vald Pałownik przeczytawszy pierwszy manuskrypt sięgnął zdecydowanym gestem do kubełka od szampana.
- Jak zwykle! - pomyślał RYBA, który dostawszy się do zamku sobie tylko znanymi kanałami, przeczołgał się był właśnie bezszelestnie, nie licząc lekkiego chrobotania łusek o dywan, pod fotel Valda. - Ten to jest niereformowalny - dodał jeszcze (nadal w myślach). - Ciekawe, kogo tym razem upałował?
Niestety, z podfotelowej pozycji nie było to na razie wiadome. I wtedy właśnie zadzwonił telefon. Vald odruchowo chwycił pałkę, wziął zamach... po chwili jednak, opanowawszy się, podniósł słuchawkę.
- Taaak - mruknął groźnie.
- RYBA mi zginęła... - zachlipał cienki damski głosik w słuchawce. - Możliwe, że wróciła do Zamku...
- Taaak? - ucieszył się Vald.
- Czy mógłby Pan dostarczyć ją z powrotem, gdyby się tam gdzieś zawieruszyła? - przymilnie zaszemrał głosik.
- Taaak - ochoczo przytaknął Pałownik, podchodząc do przeszklonej komody i wyciągając wielką okutą srebrem pałę.
- Nie!!! - pisnął RYBA.
- Jak to nie??!! - oburzył się Vald, zastygając z pałą w garści (proszę nie mieć złych skojarzeń).
- Po prostu! - wyszczerzył ząbki RYBA.
- Po PROSTU?! - nie zrozumiał nasz Pałownik.
- Całkiem PO PROSTU! - uśmiechnął się najszerszym rybim uśmiechem ULUBIENIEC Publiczności, czyli RYBA we własnej osobie. - Popieprzyło ci się, Zajączku. Znasz ten kawał? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem. - Nie możesz mnie upałować, kretynie, pardon, Kretynie.
- Dlaczego NIE?! - spytał zdezorientowany Valdo.
- DLATEGO!
- O, nie! - oburzył się Pałownik. - Nie dam ci się wykrecić taką ikrą, pardon, wykręcić. - Gadaj mi zaraz!
- Nie możesz! - zachichotał RYBA. - Ja przecież niczego nie opublikowałem na portalu!
W tym momencie Vald zemdlał z wrażenia. Czuj duch, Vald!
(W tym miejscu potrzebna jest także mała dygresja. Otóż, mimo, że Vald wymiękł kompletnie, a więc stracił sztywność, jego pała sztywności owej nie mogła stracić, jako że miała ją z przyrodzenia daną.)
(Kontynuując dygresję: Cóż jednak pale z przyrodzonej sztywności gdy nie ma nią kto pokierować...)
RYBA wyuzdanie spojrzał na srebrem okutą pałę i westchnął. Następnie począł pełznąć w kierunku wyjścia do ogrodu. Pragnął odszukać i godnie pochować śmiertelne szczątki Macka the Kniffa, zbrukane i porzucone niegodnie przez Trzygłowego.
- Ech... Mack mój jedyny... - westchnął RYBA, oglądając się ostatni raz na pałę Valda, która widocznie jakoś kojarzyła mu się z ukochanym.
Tak. Mack the Knife - wredny i fałszywy rekin (albo rekinica) głęboko utknął w sercu biednego RYBY, bowiem RYBA był romantykiem i nie potrafił tak jak jego przyjaciółka Kopciuszek zmieniać kochanków jak rękawiczki.
Tymczasem Vald...
Biedny RYBA. Nie mógł zmieniać kochanków, bo niestety nie nosił rękawiczek, co stanowiło jedną z największych jego bolączek i stawało się istnym utrapieniem, gdyż w stosunkach międzyrybich na wieść, że rękawiczek nie posiada, cała horda koników morskich zaoferowała mu swe wdzięki, a RYBA był na konie uczulony. Nie ten rozmiar, niestety i w ogóle...
Tymczasem Valdo odzyskał przytomność i pierwszą rzeczą jaką zrobił, było sięgnięcie po słuchawkę telefonu. Wystukał numer.
- To pani zginęła ta ryba? - zapytał aksamitnym głosem.
- Och, tak, tak, to moja ukochana ryba! - z wdzięcznością zaszczebiotał głosik jej właścicielki.
- No.. tak... - przeciągnął głoski Valdo, wyczekał chwilę, po czym wrzasnął do słuchawki z pasją godną lepszej sprawy. - To SE sama po nią przyjedź, ty stara lampucero!!! Zresztą to jest ten RYBA, więc się odwal! - dodał już nieco ciszej.
Potem zaczerpnął głęboki haust powietrza i ponownie wystukał jakiś numer.
- Taaak? - odezwał się głos niewątpliwie męski, choć zmęczony i szary jak kłębek kurzu pod fotelem prababci.
- Consigliore? - zapytał słodko Pałownik. - Potrzebuję porady prawnej. Na wczoraj! - dodał patrząc na zegarek.
- Skoro czas jest pojęciem względnym - zastanowił się właściciel głosu - to właściwie nie ma sprawy. Ale za potrójną taryfę! - zabezpieczył się natychmiast i odłożył słuchawkę.
Słysząc to RYBA przerwał czołganie i nastawił uszu...
- No tak, moja miła Kopciuszek już zapewne tutaj jedzie - pomyślał RYBA, gdy już odstawił uszu - ale jak ją znam, to nie po mnie, ale by poznać tak interesująco wrzeszczącego faceta. On niewątpliwie jest w jej typie. Moja droga przyjaciółka gustuje w takich brutalach. Gotowa zacząć pisać wiersze, by tylko móc się dać spałować.
RYBA głośno zachichotał i podjął swą wędrówkę, nie zważając na Valda, który marszcząc czoło zastanawiał się właśnie nad sensem zatrudnienia kogoś takiego jak Consigliore. Podjąwszy decyzję, Valdo wystukał numer i przyłożywszy słuchawkę do ucha zamarł w oczekiwaniu.
- Taak? - odezwał się ponownie głos jak wyżej.
- Consigliore - powiedział Vald zdecydowanie - Odłożyłeś słuchawkę, zanim powiedziałem ci, czego od ciebie oczekuję.
- Istotnie? - zapytał głos z ironią. - No to wyślij forsę, a potem cię wysłucham. Nr konta Swiss Bank: 27453096281736452710972517437298625498502716095-7961804.
Głos umilkł, trzasnęła słuchawka i Vald z jękiem złapał się za ucho.
- Ale...
- dupek! - dokończył RYBA i zachichotał. - Te Valdo, nie wolałbyś mnie zaangażować? Jestem wprawdzie droższy, ale odpowiedzialny. Policzę ci tylko pięć razy drożej. To co? Bierzesz?
- Ale to właśnie ciebie chciałem się pozbyć! - wrzasnął Pałownik.
- Czyżby? - zdziwił się RYBA. - Jeżeli tak, to kto ci lepiej doradzi, jak nie ja? - dorzucił z prawdziwą troską.

zamadra : :